czwartek, 18 lipca 2019

Zwiedzamy Lwów: dzień 1 (przyjazd, Katedra św. Jura, pomnik plecaka i inne)

Witajcie! Wakacje w pełni, coraz więcej czasu na podróże i pisanie bloga, więc postanowiłam się zmobilizować i dodać wpis na temat mojej ostatniej wycieczki do Lwowa na Ukrainę.

Zacznę od tego skąd taki kierunek? Lwów leży dosyć niedaleko polskiej granicy, ceny tam są korzystne dla przeciętnego obywatela Polski. Nigdy nie byłam jeszcze na Ukrainie, a od dłuższego czasu chciałam odwiedzić ten kraj, więc tegoroczne wakacje były świetną okazją.

Do Lwowa wybrałam się z mamą na 4-dniową wycieczkę, którą same sobie zorganizowałyśmy. Zaczęłyśmy planować kilka dni wcześniej, ale wiedziałyśmy już, które miejsca we Lwowie chciałybyśmy zwiedzić. Mieszkanie wynajęłyśmy poprzez portal airbnb dwa dni przed wyjazdem, a  bilety na pociąg kupiłyśmy tylko dzień wcześniej, ponieważ był to środek tygodnia i nic nie wskazywało na tłumy.


Przed południem wyjeżdżamy ze stacji kolejowej Łańcut i do Przemyśla dojeżdżamy po około godzinie. Następnie mamy przesiadkę w Przemyślu Głównym na pociąg do Kijowa, który zatrzymuje się we Lwowie. W Przemyślu wymieniamy trochę waluty na hrywny ukraińskie.

Zabytkowy dworzec kolejowy w Przemyślu Głównym
Wnętrze neobarokowego dworca kolejowego w Przemyślu


Kiedy nasz pociąg zostaje zapowiedziany idziemy na peron, przed wejściem pokazujemy paszporty i bilety na przejazd i zajmujemy miejsca. Podróż przebiega bardzo szybko, na granicy Medyka-Mościska wsiadają polscy pogranicznicy oraz służba celna, następnie ukraińscy. Wszystko idzie bardzo sprawnie, dokumenty zostają sprawdzone podczas jazdy pociągiem. Dzięki temu nie stoimy długo na granicy. 

Nasz pociąg do Lwowa
Po drodze mijamy liczne pola oraz od czasu do czasu świątynie i wioski

O godzinie 16 czasu ukraińskiego (przesuwamy zegarki godzinę do przodu) jesteśmy na dworcu kolejowym, skąd planujemy iść pieszo zwiedzać miasto.

Stacja kolejowa we Lwowie
Wnętrze dworca kolejowego we Lwowie
Fragment budynku dworca we Lwowie

Pierwsze co zobaczyłam po przyjeździe do Lwowa to chaos. Brak napisów polskich, angielskich bardzo utrudniał nam poruszanie się. Co prawda dawno temu moja mama uczyła się rosyjskiego, ale za wiele nam to nie pomogło. Na dworcu było ogromne zamieszanie, przekrzykiwanie się nawzajem ludzi w kompletnie mi obcym języku. Nie umiałam się tam odnaleźć. Poczułam ulgę, jak znalazłyśmy wyjście. Na zewnątrz lepiej nie było. Zaczepiający Cię taksówkarze krzyczeli, próbując zaproponować podwózkę, ludzie okropnie się pchali. Wokół dworca trwa remont co jeszcze pogorszyło całą sytuację. Idąc w stronę centrum miasta można zobaczyć chodniki pełne staruszek sprzedających kwiaty, owoce, warzywa i inną żywność. Widać było ogromną biedę, która tam panuje.

Infrastruktura drogowa pozostawia tam wiele do życzenia, dziurawe chodniki i drogi, którymi przejeżdżają marszrutki (tamtejsze busy) po brzegi wypełnione ludźmi. Pierwsze wrażenie Lwowa było naprawdę złe.

W pierwszej kolejności docieramy do sklepu sieci telefonii komórkowej Kyivstar, gdzie kupujemy kartę SIM, doładowanie internetu oraz pakiet rozmów do Polski. Internet oraz rozmowy na Ukrainie są bardzo drogie, jeżeli posiada się polską kartę. Z niewielkimi problemami w końcu kupujemy kartę i dopiero teraz zaczynamy zwiedzanie.

Pierwszy na naszej drodze jest katolicki Kościół św. Elżbiety (Костел Святої Ельжбети). W kościele praktycznie nie ma ławek. Po II wojnie światowej kościół miał funkcję magazynu żywności, a jego wyposażenie zostało zniszczone.

Kościół św. Elżbiety we Lwowie
Ołtarz w kościele św. Elżbiety

Kolejnym punktem naszej wycieczki jest Katedra św. Jura (Архикатедральний собор Святого Юра у Львові)- katedralna cerkiew kościoła grekokatolickiego. Jest to obiekt wpisany na listę UNESCO na Ukrainie i jedna z najpiękniejszych świątyń we Lwowie, więc nie mogłyśmy jej przegapić. Przed katedrą stoi pomnik Andrzeja Szeptyckiego- metropolity Ukraińskiej Grekokatolickiej Cerkwi, znanego działacza społecznego. Wchodzimy do środka, trwa aktualnie nabożeństwo więc zatrzymujemy się tam na chwilę, oglądamy wnętrze i opuszczamy świątynię. Na terenie cerkwi znajduje się także Pałac Metropolitów Grekokatolickich. Wstępujemy jeszcze na moment do sklepiku z pamiątkami i idziemy w dalszą drogę.

Pomnik A.Szeptyckiego pod katedrą
Katedra św. Jura
Wnętrze Katedry św. Jura

Nasze zwiedzanie powoli dobiega końca. Kierujemy się w stronę naszego mieszkania. Idziemy cały czas pieszo. Po drodze mijamy zabytkowe kamieniczki, mural i pomniki.

Jeden z lwowskich murali



Wstępujemy jeszcze na wydział geografii Uniwersytetu Lwowskiego, na którego dziedzińcu znajduje się pomnik...plecaka! Jako osoba, która podróżuje z plecakiem i prowadzi bloga podróżniczego ze słowem plecak w nazwie, nie mogłam nie zobaczyć tego obiektu. Jest jeszcze ładniejszy niż na zdjęciach i można go przymierzyć! Jeżeli macie możliwość to koniecznie zobaczcie ten pomnik podczas zwiedzania Lwowa. Prawdopodobnie w soboty i niedzielę dziedziniec jest nieczynny, więc lepiej zrobić to w ciągu tygodnia.

Pomnik plecaka
Musiałam go przymierzyć :D

Na dziedzińcu oprócz pomnika plecaka znajduje się też inny pomnik. Poświęcony został Igorowi Kostenko- ukraińskiemu dziennikarzowi, studentowi geografii na Uniwersytecie Lwowskim. Zginął w 2014r. od kuli snajpera podczas zamieszek na Majdanie. W tym miejscu uświadomiłam sobie, że przecież przebywamy na terenie kraju, w którym jest wojna.

Pomnik Igora Kostenko

Dalej wędrując ulicami Lwowa poza pięknymi budynkami, pomnikami, starymi zabytkowymi samochodami, dostrzegamy żołnierzy ukraińskich, kolejny symbol trwającej wojny.

Pomnik Mychajła Hruszewskiego- ukraińskiego historyka i polityka
Prospekt Szewczenki
Zabytkowa Syrena na jednej z lwowskich uliczek

Po godzinie 19 spotykamy się z Panią, która daje nam klucze do mieszkania, zameldowujemy się i rozpakowujemy swoje rzeczy. W kolejnym dniu mamy w planie wiele atrakcji Lwowa, więc zostajemy na mieszkaniu i wypoczywamy, żeby nabrać siły na jutrzejsze zwiedzanie.


Jeśli podobał Wam się wpis to zapraszam na mojego instagrama. Będę tam informować o kolejnych wpisach ze Lwowa, a będzie ich jeszcze co najmniej 4 :)



Do zobaczenia w kolejnym wpisie, Ola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz