piątek, 30 września 2016

Supraśl i wizyta w Narwiańskim Parku Narodowym

Supraśl i Narwiański PN są to ostatnie miejsca zwiedzone przez nas na Podlasiu. W planach był jeszcze najbardziej znany i oddalony od Białegostoku o około 80 km, Białowieski Park Narodowy. Jestem pewna, że do województwa podlaskiego jeszcze pojadę, choćby do tego parku.
Z przystanku pod dworcem PKP pojechałyśmy do Supraśla, małego miasteczka, słynącego z pierwszego w Polsce interaktywnego muzeum ikon. Wysiadłyśmy na jednym z przystanków w centrum i ponieważ było jeszcze wcześnie rano i muzeum było zamknięte, poszłyśmy zobaczyć Pałac Buchholtzów. Obecnie mieści się tam liceum plastyczne w Supraślu. Jest to przepiękna budowla, zbudowana na przełomie XIX i XX w.


Pałac Buchholtzów w Supraślu


Przyszedł czas na interaktywne muzeum ikon, jedyne takie w Polsce. My byłyśmy tam w czwartek, kiedy wstęp był bezpłatny, przed godziną otwarcia. Zwiedzałyśmy z przewodnikiem. Muzeum ma ogromne zbiory, przywiezione nawet z zagranicy i sprowadzone z różnych muzeów w kraju. W środku, gdy wchodzi się do sal, podświetlają się ikony i słychać prawosławną muzykę. Panuje tam naprawdę świetny klimat. Można poczuć się jak w świątyni prawosławnej.Zdjęcia ikon robiłam bez flesza i wyszły trochę rozmazane, więc nie wrzucę ich tutaj. Trzeba po prostu tam pojechać i się przekonać, jakie muzeum robi niesamowite wrażenie. Polecam każdemu. Naprzeciw znajduje się informacja turystyczna.

 "Domek Ogrodnika" mijany po drodze

Budynek, w którym mieści się muzeum ikon, wejście jest z innej strony


Na koniec naszej wizyty w Supraślu został nam prawosławny monaster. Bardzo charakterystyczna budowla, symbol miasta. Jest to prawosławny klasztor męski. Wejście za dobrowolną opłatą, płaci się w sklepiku obok wejścia. Do środka wchodzi grupa, brama jest otwierana specjalnie. W środku nie można robić zdjęć. Zwiedzanie kończy się przeważnie o 16. Później następuje cisza monasterska i już nie można tam wejść. Fajnie zobaczyć w środku taką budowlę, warto tam pojechać. Nie wspomniałam jeszcze, że muzeum ikon znajduje się na terenie tego właśnie monasteru.

Prawosławny monaster w Supraślu


Po zwiedzaniu poszłyśmy do najbliższego przystanku. Wcześniej spisałyśmy sobie autobusy powrotne, żeby zdążyć jeszcze pojechać do Narwiańskiego PN. Wróciłyśmy do Białegostoku i stamtąd pojechałyśmy PKSem do miejscowości Śliwno, gdzie zaczyna się słynna kładka, prowadząca do Waniewa, jest ona na terenie Narwiańskiego Parku Narodowego. Wysiadłyśmy na jakimś skrzyżowaniu, gdzie była strzałka w odpowiednim kierunku. Jechały tam tylko samochody, bo raczej nikt normalny nie wybiera się 2 kilometry na piechotę. Wreszcie dotarłyśmy mijając same pola uprawne i wiejskie domy. Kładka Śliwno-Waniewo jest dużą atrakcją dla turystów, bo żeby dostać się na drugą stronę trzeba włożyć w to trochę wysiłku. Gdy wchodzimy na kładkę najpierw musimy przeciągnąć pływającą platformę przez rzekę, na której dostaniemy się na drugą stronę. Nie zawsze było łatwo, zwłaszcza, że nieźle się można było wybrudzić. Później już tylko przeciąganie liny i spacer drewnianym pomostem. Następnie znowu te same czynności, później mijamy punkt widokowy, z którego nie ma żadnych interesujących widoków. I tak dalej, docieramy do samego końca kładki, czyli na punkt widokowy w Waniewie, skąd można podziwiać wspaniałe krajobrazy. Wróciłyśmy dokładnie tą samą drogą, autobusem do Białegostoku.

 Pływająca platforma, czyli przedłużenie kładki

 Widoki oglądane z punktu widokowego w Waniewie

Powrót kładką do Śliwna



Tak się skończyła nasza przygoda w województwie podlaskim. Byłam niezadowolona, że to koniec zwiedzania i że musimy wracać, ale wakacje przecież nie mogą trwać wiecznie. Z tego wyjazdu został mi jeszcze do przygotowania jeden post czyi podsumowanie i co kupiłam. W kolejnych wpisach będzie o tym, jak przedłużyłam sobie wakacje. A teraz trochę informacji praktycznych.

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

1) DOJAZD
Z dojazdem do Supraśla nie ma problemu, jest bardzo dużo busów/autobusów, cena biletu w jedną stronę to 5 zł. Dojazd do Śliwna może być trochę utrudniony, bo jest niewiele autobusów, a od przystanku, na którym wysiadłyśmy jest spory kawał drogi do kładki. Cena biletu w jedną stronę to około 10 zł. Polecam zawsze sprawdzać autobusy powrotne, żeby wiedzieć ile ma się czasu, by później bez potrzeby nie siedzieć godziny na przystanku.

2) PAMIĄTKI
Jedyne miejsca, gdzie można kupić pamiątki to sklep w podziemiu muzeum ikon oraz w informacji turystycznej, ale nie ma tam wiele. My poszłyśmy tam tylko po pamiątkowe stempelki na pocztówki. Ewentualnie koło monasteru można kupić kilka rzeczy, ale to raczej nie widokówki.

3) BILETY WSTĘPU
Za zwiedzanie muzeum ikon nie zapłaciłyśmy nic, bo w czwartek wstęp był darmowy. Jednak lepiej w taki dzień być trochę wcześniej, bo jest najwięcej ludzi. Nam się udało tylko dlatego, że wycieczka zrezygnowała, inaczej byśmy zwiedzały dopiero po 2 godzinach. Normalnie bilety kosztują: ulgowy 6 zł, normalny 12 zł. 
Za wstęp do monasteru za 3 osoby dałyśmy 10 zł. Pieniądze te są przeznaczone na remont. 
Do Narwiańskiego PN nie kupiłyśmy biletów, bo nie było gdzie prawdę mówiąc. Nie było żadnej obsługi, ani żadnego miejsca, gdzie można je kupić. Podobno w głównej siedzibie parku, ale dla nas to było zdecydowanie za daleko.

No to tyle w dzisiejszym wpisie, kolejny już niebawem, Ola

czwartek, 29 września 2016

Jednodniowa wycieczka do Tykocina

Jak zwykle wcześnie rano, wyruszyłyśmy autobusem do miejscowości Tykocin. Naszym głównym celem był jedyny na Podlasiu zamek. Szczerze mówiąc nie czytałam o nim właściwie nic, liczyłam że dowiem się na miejscu. Lubię niespodzianki. No i byłam zaskoczona, bo okazało się, że zamek w Tykocinie posiada osoba prywatna, zamek jest w trakcie budowy, właściwie ze starego zamku zostały tylko fundamenty. Zrobiłam zdjęcia na dziedzińcu i udałyśmy się na zwiedzanie zamku z przewodnikiem. Jego wnętrze jest dosyć ubogie, jednak przewodnik opowiadał takie ciekawe historie, że wynagrodziło nam to.

 Zamek z zewnątrz
Na dziedzińcu

Część zamku jest jeszcze w odbudowie


Po zwiedzaniu, wyszłyśmy jeszcze na wieżę widokową. Przez okna można było podziwiać zamek w całej okazałości. Warto wejść po tych wszystkich schodach :)

Widok na zamek z wieży widokowej


Na koniec kupiłyśmy jeszcze drobne pamiątki i poszłyśmy w stronę przystanku autobusowego, mijając po drodze m.in. jedno z miejsc akcji filmu "U Pana Boga w ogródku" i "U Pana Boga za miedzą" oraz kościół Świętej Trójcy w Tykocinie. Z zewnątrz był on częściowo w remoncie. Weszłyśmy też, by zobaczyć jego wnętrze.


Miejsce akcji filmów "U Pana Boga w ogródku" i "U Pana Boga za miedzą"
 
Kościół Świętej Trójcy w centrum Tykocina

Tak skończyła się nasza jednodniowa wycieczka. Była krótka, ale fajnie było zobaczyć nie tylko Białystok, ale także zabytki w okolicy takie jak zamek w Tykocinie. Jeżeli wybieracie się gdzieś w okolice, polecam odwiedzić to miasto.
INFORMACJE PRAKTYCZNE:

1) DOJAZD
Obok dworca PKS w Białymstoku jest przystanek autobusowy, z którego odjeżdżają busy do Tykocina i nie tylko. Jeżdżą tam busy firmy Voyager. Wysiadłyśmy na końcowym przystanku w Tykocinie, na rynku. W drugą stronę jechałyśmy chyba PKS-em, ale już nie pamiętam. Z powrotem dojechałyśmy na ten sam przystanek.Ceny biletów na PKS i Voyager są takie same. W jedną stronę 3 bilety normalne kosztowały nas 16,50zł.

2) BILETY WSTĘPU
Kupowałyśmy je jedynie, żeby wejść do zamku. Ulg dla studentów nie ma, więc kupiłyśmy 3 bilety normalne. Cena jednego: 12 zł.

3) PAMIĄTKI
Ciężko nam było kupić jakieś pamiątki, po drodze do zamku napotkałyśmy jedno stoisko, gdzie kupiłyśmy magnes i pocztówki. Idąc do autobusu widziałyśmy jeszcze jakiś sklepik, gdzie na wystawie były widokówki. Jeszcze jedynie w jakiejś restauracji były pamiątki, ale już droższe. Wszytko w pobliżu rynku, bo Tykocin to małe miasteczko.

Chyba niczego nie pominęłam, w kolejnym wpisie opowiem o kolejnym Parku Narodowym i o miasteczku, które każdy turysta powinien zobaczyć, będąc na Podlasiu. Ola

wtorek, 27 września 2016

Biebrzański Park Narodowy i twierdza Osowiec

Z tego powodu, że moim celem jest zwiedzenie wszystkich parków narodowych w Polsce, będąc na Podlasiu, wybrałyśmy się do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Chciałyśmy też zwiedzić twierdzę Osowiec, która znajduję się obok terenu parku.
Wstałyśmy rano i pojechałyśmy na dworzec kolejowy w Białymstoku. Wsiadłyśmy w pociąg regio, który zawiózł nas do miejscowości Osowiec. Z tego punktu było bardzo blisko do twierdzy, ale też do głównej siedziby Biebrzańskiego PN. Poszłyśmy w pierwszej kolejności do głównego budynku, gdzie kupiłyśmy pamiątki oraz bilety wstępu do PN. W środku budynku była też wystawa, na której były pokazane wypchane zwierzęta, które występowały na terenie parku. Zwierzęta oczywiście pochodziły z wypadków. Ja nie lubię oglądać takich rzeczy, szybko zobaczyłam i wyszłam. Kolejno udałyśmy się pod twierdzę, którą można zwiedzać tylko i wyłącznie z przewodnikiem. Zwiedzanie jest o różnych godzinach, nie ma jakichś konkretnych, ale my załapałyśmy się akurat na ostatnie wejście, które było między godziną 13, a 14. Trwało ono do 15, bo o tej godzinie każdy miał już opuścić teren. Twierdza Osowiec znajduje się na terenie czynnej jednostki wojskowej. Dlatego jest tam dużo zasad, które trzeba przestrzegać. Przy wejściu trzeba mieć ze sobą dokument wydany w Polsce potwierdzający tożsamość. Może to być np. paszport, dowód osobisty, legitymacja studencka. Nie można fotografować budynków należących do wojska, tylko te zabytkowe. Ja zrobiłam tylko kilka zdjęć. Zwiedziłyśmy też takie muzeum, gdzie były pokazane różne dokumenty, banknoty, mapy, hełmy, ubrania i wszystko co dotyczy wojska. Fajnie się wybrać na taką wycieczkę. Jest to naprawdę niezwykłe doświadczenie.

 Siedziba Biebrzańskiego PN


Po zwiedzaniu twierdzy przyszła pora na spacer po parku narodowym. Mapkę miałyśmy, a na niej zaznaczone punkty widokowe i wyznaczone szlaki. Niestety miałyśmy pecha i kiedy byłyśmy w twierdzy strasznie padało, może nie cały czas. Jak wyszłyśmy było jeszcze gorzej, ale park musiałyśmy zwiedzić. Miałyśmy kurtki przeciwdeszczowe, ja niestety miałam tenisówki, które były całkowicie przemoczone, do tego wszędzie błoto i kałuże. Jednak się nie poddałyśmy i ruszyłyśmy w kierunku pierwszego punktu widokowego.

Ja na szlaku


Pierwszy punkt widokowy i ogromne rozczarowanie na mojej twarzy. Nie można zrobić fajnych zdjęć, wszystko zarośnięte drzewami. Miałam nadzieję, że może drugi punkt poprawi mi humor, ale też się tak nie stało. Nie polecam nikomu chodzić po parku w taką pogodę i tyle kilometrów tylko po to by nic nie zobaczyć. Musiałam się sporo namęczyć,żeby te zdjęcia z przybliżenia jakoś wyszły.

 Pierwszy punkt widokowy
Widok z drugiego punktu, jeszcze bardziej mnie rozczarował niż poprzedni


Doszłyśmy d głównej drogi, poza granicę parku, szukając autobusu. To był jeden z naszych najgorszych pomysłów tych wakacji. Szłyśmy wprost przed siebie główną drogą, ani jednego człowieka. Zobaczyłyśmy po drodze dworzec kolejowy, z którego przyjechałyśmy, po drugiej stronie. Dobra, pomyślałyśmy wracamy pociągiem, autobusu nie ma żadnego. Na dworzec nie dało się przejść. Trzeba było dojść aż do przejścia kolejowego, które było ponad kilometr dalej, więc cały czas oddalałyśmy się od naszego punktu powrotu. Nadal ani jednego autobusu ani przystanku. W końcu udało nam się przejść na drugą stronę i znowu ponad kilometr szłyśmy koło torów ścieżką rowerową. To było strasznie wyczerpujące. A wystarczyło nie wychodzić z parku tylko wrócić się w kierunku Twierdzy Osowiec. Czasami jednak ludzie mają głupie pomysły :)

Po wyjściu z PN


Na szczęście udało nam się złapać wcześniejszy pociąg, cudem jakimś,bo do kolejnego było z jakieś 2 godziny. To był wyczerpujący dzień.

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

1) TRANSPORT
Zdecydowanie własny samochód, to najmądrzejsze rozwiązanie. My nie miałyśmy wyjścia, autobusów nie było, więc został tylko pociąg. W pierwszą stronę przewozy regionalne, gdzie tych pociągów jest naprawdę bardzo mało, w drugą stronę intercity. Oto ile zapłaciłyśmy:
- 3 bilety( normalny i 2 studenckie) na regio = 28,90zł
- 3 bilety (normalny i 2 studenckie) na intercity = 39,60zł
W Osowcu bilety kupujemy tylko w pociągu.

2) PAMIĄTKI, JEDZENIE
Jedynym miejscem, gdzie coś można kupić jest siedziba Biebrzańskiego PN. Magnesy, pocztówki, przewodniki itp. Ewentualnie w środku muzeum twierdzy. Nawet nie ma miejsca w okolicy, by zrobić zakupy spożywcze. Po drodze widziałam tylko jeden sklep, w którym nie można było nic kupić, jedynie cały sklep :) Do takiego wyjazdu trzeba się naprawdę dobrze przygotować. Ja to mówię jako ktoś kto nie ma własnego samochodu, wszystko to co podaję dotyczy najbliższej okolicy.

3) BILETY
Za 3 bilety do PN zapłaciłyśmy 12 zł. Czyli ulgowe po jakieś 3zł, a normalny 6zł.
Za zwiedzanie twierdzy razem wyszło 28,50zł, bilety normalne łącznie z przewodnikiem(zależy od ilości osób, podział kosztów).

Mam nadzieję,że to co tutaj napisałam, chociaż jednej osobie pomoże przygotować się do takiej wycieczki :)
Pozdrawiam, Ola

wtorek, 20 września 2016

Białystok - stolica Podlasia

Białystok to stolica województwa podlaskiego oraz największe miasto Podlasia. Wbrew pozorom ma ono wiele do zaoferowania. Piękne murale, okazałe pomniki, niesamowita architektura, stare kamieniczki i okazały pałac- symbol miasta.
Kolejny, drugi etap naszej podróży zaczynał się w Białymstoku. Wynajęłyśmy tam mieszkanie, blisko centrum w przyzwoitej cenie. Tam też dołączyła do nas moja siostra. Białystok zwiedzałyśmy w sumie przez cały tydzień, ale nie całymi dniami. W innych dniach podziwiałyśmy okolice.
Po przyjeździe autobusem z Suwałk, wieczorem poszłyśmy zobaczyć centrum. Pogoda nie była najlepsza więc wstrzymałam się z robieniem zdjęć. Kolejnego dnia byłyśmy w tych samych miejscach i mój aparat zapełnił się wspaniałymi kadrami. Pierwszy punkt to oczywiście park i Pałac Branickich. Robią niesamowite wrażenie. Pałac i ogród wokół niego mnie zachwyciły.

Spacerkiem wokół pałacu :)

Zgłodniałyśmy więc kupiłyśmy gofry koło parku. Były bardzo smaczne.

Pyszny gofr z dżemem


Następnie poszłyśmy na rynek w Białymstoku. Już poprzedniego dnia byłyśmy w Katedrze Białostockiej. Jest piękna na zewnątrz jak i w środku. Dlatego tym razem ją minęłyśmy i skierowałyśmy się w stronę ratusza. Za nim były kramy z różnymi wyrobami. Sery, miody, rękodzieło itp. Szłyśmy przed siebie, by zobaczyć jak najwięcej.

Rynek w Białymstoku, w tle Katedra Białostocka

 Gdzieś na ulicy Lipowej takie cuda


Następnie skierowałyśmy się w stronę alei Piłsudzkiego, by zobaczyć słynny mural "Dziewczynka z konewką". Jeden z piękniejszych murali jakie widziałam. Warto go zobaczyć jak się jest w centrum.


"Dziewczynka z konewką" na ścianie budynku uniwersytetu w Białymstoku


Znowu wyszłyśmy do ulicy Lipowej, a stamtąd prosto do kościoła św. Rocha. Okazała budowla, z tarasu której jest fajny widok. Kościół niestety był zamknięty, obeszłyśmy go ze wszystkich stron. Na dole, zanim wejdzie się na schody prowadzące do niego, znajduje się pamiątkowa tablica upamiętniająca ofiary katastrofy smoleńskiej. Zrobiłam zdjęcia i poszłyśmy w kierunku przystanku autobusowego.

Kościół św. Rocha


W kolejnych dniach udało nam się jeszcze zobaczyć kilka obiektów m.in. Operę i Filharmonię Podlaską, gdzie znajduje się także informacja turystyczna. Można wejść też na taras tego budynku.

 Nietypowy budynek opery

Rzeźba maski niedaleko rynku 


Ostatnie co zobaczyłyśmy w Białymstoku był mural "Chłopiec z wędką". Znajduje się on niedaleko dworca PKP. Nie mogłyśmy go nie zobaczyć. Wprawdzie nie tak zachwycający jak "Dziewczynka z konewką", ale też warto pójść i go sfotografować.

"Chłopiec z wędką" na ścianie jednego z bloków

Jak widzicie Białystok to nie jest miasto tak okazałe jak Kraków czy Wrocław, ale jest tam co robić. Jeżeli wybierzecie się na Podlasie to koniecznie trzeba się tam wybrać tak na jakieś 2 dni. Jak tam jechałam, myślałam że będę się tam nudzić, ale na szczęście się tak nie stało. Będę miło wspominać pobyt w Białymstoku.
INFORMACJE PRAKTYCZNE:

1) NOCLEG
My z noclegiem czekamy zawsze do ostatniej chwili, kiedy jesteśmy na 100% pewne, że tam pojedziemy. Czyli jakiś tydzień wcześniej. Płacimy na miejscu. Podczas naszych wycieczek najczęściej jest to małe mieszkanie z aneksem kuchennym, gdzie możemy gotować i nie potrzebujemy wydawać pieniędzy na mieście. Tak też było w tym przypadku. Same gotowałyśmy i dużo zaoszczędziłyśmy. Mieszkanie nie było w samym centrum, na ulicy Prezydenta Kaczorowskiego. Zapłaciłyśmy za całość 150 zł. Czyli wyszło 50 zł na osobę. Przy większej liczbie osób jest to opłacalne, zwłaszcza że jest mało pokoi do wynajęcia, przeważnie są apartamenty. Noclegów najlepiej szukać na sprawdzonych portalach np. e-holiday,e-turysta, olx, meteor turystyka.
2) PAMIĄTKI
W Białymstoku jest niedużo sklepów gdzie można kupić pamiątki, bo nie jest to miasto typowo turystyczne. Ja pamiątki kupowałam w 3 miejscach, a byłam w 4. 
- kwiaciarnia na rynku, blisko Katedry Białostockiej, pocztówki tam były drogie, bo po 2 zł i magnesy w różnych cenach. Ja tam coś kupiłam, bo bałam się że ne znajdę nic lepszego.
-poczta też na rynku. Pocztówki ładne po 1zł i magnesy w różnych cenach. 
- sklep z pamiątkami przy Placu Uniwersyteckim, duży wybór pocztówek, cena 1,50zł za te turystyczne, są też magnesy i inne pamiątki
- księgarnia bookbook, koło tego właśnie sklepu. Można tam kupić długo poszukiwane przeze mnie pocztówki akwarelki po 1,50zł

Jeżeli macie czas trzeba pochodzić po różnych sklepach, bo czasami jedna rzecz jest tańsza w jednym sklepie i droższa w drugim i na odwrót.

3) MURALE I INNE
"Dziewczynka z konewką"- al. Piłsudzkiego 11/4
"Chłopiec z wędką"- ul. Antoniukowska 42
Maska na skrzyżowaniu ul. Suraskiej i Placu Uniwersyteckiego

Mam nadzieję, że ten wpis pomoże Wam przekonać się do tego miasta i zwiedzicie go jeżeli pojedziecie na Podlasie.
Pozdrawiam, Ola

 

piątek, 16 września 2016

Augustów w kilka godzin

Do Augustowa pojechałyśmy autobusem PKS z przystanku pod hotelem "Hańcza" w Suwałkach. Miałyśmy wielkie plany na zwiedzanie, niestety nie wszystko poszło zgodnie z planem i do Augustowa na pewno kiedyś wrócimy.
Z autobusu wysiadłyśmy na dworcu autobusowym w Augustowie, z którego widać centrum Augustowa. Szłyśmy przed siebie i dotarłyśmy do rynku Zygmunta Augusta. Jest to niewielki plac, gdzie znajduje się kolumna z wizerunkiem Zygmunta Augusta. Tam też jest informacja turystyczna, do której poszłyśmy w pierwszej kolejności. Można tam wziąć darmowe mapki miasta i okolic, foldery z informacjami, kupić pamiątki czy też dowiedzieć się różnych ciekawych informacji.

Fragment kolumny Zygmunta Augusta

 Budynek informacji turystycznej


Będąc w pobliżu zauważyłam stoiska z różnymi starociami, taki mały pchli targ. Uwielbiam oglądać przedmioty, które mają swoją historię. Były tam stare książki, monety, fotografie, przypinki, porcelanowe naczynia itd. 

Mały pchli targ w Augustowie


Następnie ulicą 3-go maja poszłyśmy do Bazyliki Mniejszej Najświętszego Serca Jezusowego. Jak już jesteśmy w danym mieście to staramy się zwiedzić jak najwięcej, łącznie z kościołami, bo czasami naprawdę warto je obejrzeć ze względu na architekturę i wnętrze.

Bazylika Mniejsza Najświętszego Serca Jezusowego


Po opuszczeniu Bazyliki poszłyśmy ulicą Mostową do przystani katamaranów skąd planowałyśmy popłynąć do Studzienicznej, niestety nie udało się , bo godziny rejsów nie były dla nas odpowiednie. Tylko jeden z rejsów był z postojem tam, a my koniecznie chciałyśmy mieć trochę wolnego czasu. Z informacji turystycznej wzięłyśmy ulotkę kiedy odpływają statki i katamarany, więc wiedziałyśmy wszystko co i jak. Uwielbiam zwiedzać, więc chciałam jeszcze zobaczyć port żeglugi augustowskiej i Kanał Augustowski, więc udałyśmy się w dalszą drogę, żeby nie tracić czasu.

 Niedaleko przystani katamaranów
 Kanał Augustowski
Port żeglugi augustowskiej


Na tym skończyła się nasza wycieczka, znalazłyśmy na mapie najbliższy przystanek autobusowy i pojechałyśmy autobusem miejskim do dworca kolejowego. Budynek był zamknięty na cztery spusty, ale z zewnątrz wyglądał ładnie. Lubię takie klimatyczne miejsca :)

Budynek dworca kolejowego w Augustowie


Cieszę się, że w te kilka godzin udało nam się zwiedzić to miasto, nie popłynęłyśmy statkiem ani katamaranem, ale wierzę w to, że tam kiedyś wrócę, może za kilka lat. Augustów z pewnością ma swój urok i momentami czułam się jakbym była na Mazurach albo w jakimś nadmorskim mieście. Polecam zobaczyć to co ma do zaproponowania Augustów i spędzić tam trochę wolnego czasu :)

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

1) DOJAZD
Z dojazdem z Suwałk do Augustowa nie ma najmniejszego problemu. Autobus zatrzymuje się nawet na niektórych przystankach miejskich. Połączeń jest bardzo dużo. Na tym odcinku kursuje PKS Suwałki, ale też Voyager. My jechałyśmy PKSem i bilety były zaskakująco tanie. Za bilety zapłaciłyśmy razem około 11zł, bo była aktualnie jakaś promocja. Połączenia kolejowe też są, a bilety kosztują troszkę więcej niż zapłaciłyśmy za autobus. W Augustowie są 2 dworce kolejowe: Augustów Port i Augustów.

2) PAMIĄTKI
Największy wybór jest w informacji turystycznej, ale kupiłyśmy też tanie pocztówki w księgarni na 3-go maja, po drodze do kościoła. W informacji turystycznej nabyłyśmy także pamiątkową monetę w cenie 4zł.

W tym wpisie jest mało informacji praktycznych, ponieważ mało czasu spędziłyśmy w Augustowie. 

Tym sposobem kończymy naszą przygodę z Suwalszczyzną i jedziemy na Podlasie. Białystok to kolejny etap naszej wycieczki. 

Pozdrawiam, Ola

wtorek, 13 września 2016

Puńsk i Sejny

Cześć:) Wróciłam właśnie z moich tygodniowych wakacji w górach i nie zdążyłam jeszcze dodać wpisów z poprzednich. Mam trochę zaległości, ale z czasem je nadrobię. Dzisiaj będę pisać o miejscach, które zwiedziłam w sierpniu tego roku. Kontynuacja mojej przygody w województwie podlaskim. Zapraszam na relację :)
Do Puńska i do Sejn wybrałam się z mamą w drugim tygodniu sierpnia z miejscowości Suwałki, gdzie miałyśmy nocleg. Jechałyśmy autobusem około 30 kilometrów do Sejn i podobnie do Puńska. Zwiedzanie rozpoczęłyśmy wczesnym rankiem od miasteczka zwanego małą Litwą, które leży tuż przy granicy polsko-litewskiej. Głównym punktem wycieczki do Puńska był skansen. Jednak byłyśmy za wcześnie więc musiałyśmy zorganizować nasz czas inaczej. Pierwszy etap to była informacja turystyczna w urzędzie gminy. Poszłyśmy tam za radą kierowcy autobusu. Dostałyśmy mapkę i kilka ulotek związanych z tym małym miasteczkiem. Kolejnym punktem wycieczki był kościół p.w. Wniebowzięcia NMP w Puńsku. Warto go zobaczyć gdy już jesteśmy w tej miejscowości.

Pięknie wyglądający kościół w Puńsku, który warto odwiedzić


Obok tego kościoła znajduje się muzeum etnograficzne w Puńsku, mieszczące się w starej plebanii. Można je zwiedzić, zwłaszcza, że bilety są w miarę tanie. Kiedy przyszłyśmy koło 9, muzeum było jeszcze zamknięte, ale zadzwoniłyśmy na podany tam numer i przyjechała pani przewodnik. Ciekawie opowiadała o wystawie, która aktualnie tam się znajdowała- różne wyroby ręczne, pisanki, wyszywanki itp. 

Muzeum etnograficzne w Puńsku, z litewskim napisem


Po zwiedzaniu muzeum przyszła kolej na spacer nad jeziorem Punia. Poszłyśmy tam pobliską ścieżką. Jest to małe jeziorko, na którym znajdują się pomosty dla rybaków, łowiących ryby. Do głównej drogi wróciłyśmy ścieżką wychodzącą od drugiej strony kościoła.

Łódka i drewniany pomost na jeziorze Punia tworzą klimatyczną scenerię


Wreszcie przyszedł czas na długo wyczekiwany skansen, inaczej zagrodę litewską w Puńsku. Obok skansenu mieści się restauracja oraz budynek, gdzie można kupić bilety wstępu do skansenu jak i na szlak bajkowy oraz rękodzieło. Budynek znajduje się w głębi za budynkiem restauracji, który widać od głównej drogi.

Budynek, w którym mieści się kasa i sklepik z rękodziełem


No i rozpoczynamy zwiedzanie skansenu. Ku naszemu rozczarowaniu są tam tylko 4 budynki, a na dwóch z nich jest przykryty dach, który zaburza klimat tego skansenu. W środku jest w miarę okej, jednak oczekiwałyśmy czegoś więcej. W środku budynków są stare narzędzia, piec, drewniane łóżka i inne drewniane przedmioty używane w dawnych czasach. Skansen nie zachwyca. Zdecydowanie najlepiej urządzona jest ta główna chatka, którą można zobaczyć na zdjęciu poniżej.

Zagroda litewska w Puńsku


Po około półgodzinnym zwiedzaniu wróciłyśmy autobusem do Suwałk, gdzie odpoczęłyśmy i wybrałyśmy się w dalszą drogę. Z Puńska do Sejn nie ma bezpośredniego połączenia( przynajmniej na wakacjach), więc musiałyśmy wrócić do Suwałk i dopiero później jechać do Sejn, co było bardzo męczące i zabrało nam dużo czasu. Jedynym obiektem, który był dla nas godny zobaczenia w Sejnach była Bazylika Nawiedzenia NMP. Jest to naprawdę piękny obiekt  na zewnątrz jak i wewnątrz. Figurę Matki Boskiej Sejneńskiej trzeba zobaczyć. Obok bazyliki znajduje się też Klasztor Podominikański, którego już nie zdążyłybyśmy zwiedzić. Koło tych dwóch obiektów jest mnóstwo figurek z drewna z różnymi postaciami.

 Bazylika Nawiedzenia NMP w Sejnach od frontu

 Klasztor Podominikański w Sejnach


Tym sposobem skończyłyśmy dzienną wycieczkę i przebyłyśmy ponad 100 kilometrów autobusami, zakupiłyśmy pamiątki i wróciłyśmy do Suwałk. To był męczący, ale udany dzień :) Mimo że zarówno Sejny jak i Puńsk leżą przy granicy polsko-litewskiej to tylko w Puńsku zauważyłam napisy litewskie i ludzi mówiących w tym języku, a byli to mieszkańcy nie turyści. Ludzie mieszkający tam mają nawet litewski akcent. Czułam się tam jakbym była na Litwie, a nie w Polsce.

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

1)  DOJAZD
Dla tych, którzy mają swój samochód nie będą mieć żadnego problemu z dojazdem. My byłyśmy uzależnione od komunikacji państwowej. Dlatego zwiedzanie zaczęłyśmy od Puńska bardzo wcześnie, ponieważ ostatni autobus powrotny był około 15, więc nie miałyśmy wyboru. Do Sejn jest więcej połączeń autobusowych. Biletów ulgowych na PKS nie ma, więc kupiłyśmy 2 normalne. Jeden bilet normalny w jedną stronę kosztował  około 10 zł do Sejn i do Puńska podobnie. Także w sumie na autobusy wydałyśmy jakieś 80 zł, co było największym wydatkiem w tym dniu.

2) ZWIEDZANIE
Za bilety wstępu do muzeum etnograficznego w Puńsku zapłaciłyśmy w sumie 10 zł. Otwarte koło godziny 9, 10. Można wcześniej zadzwonić do pani przewodniczki i jest szansa, ze otworzy wcześniej :)
Skansen na wakacjach w dni robocze był otworzony od godziny 10, bilety kosztowały nas razem 6zł= ulgowy 2zł, normalny 4zł.

W kolejnym wpisie opowiem trochę o wycieczce do Augustowa :) Miłego czytania, Ola